2 kg wniosków

    Życie usłane różami..? W moim przypadku bardziej pasuje usłane karami. Tak to już jest, że perfekcja i dążenie do ideału wiąże się z ciężką pracą. Bo jeśli myślałeś, że Aktem Submisji załatwisz sobie, drogi czytelniku, wejście do nieba, to nie tutaj te numery. Może w platońskiej teorii idei, gdzie jesteśmy kompletną wersją siebie samych by to przeszło. Także okres największego wzrostu uznaje za otwarty, bo w końcu doszłam do jednego sedna. Jednego, bo pewnie jest ich więcej :)

    Jedną z ostatnich kar było trzymanie czegoś, co waży 2 kg, na wyprostowanych rękach przed sobą przez 2 godziny. Mogłabym powiedzieć, że to były najdłuższe 120 minuty w moim życiu, ale nie powiem. Jeden z tych bardziej powierzchownych wniosków to ten, że czas zawsze płynie i nigdy nie stoi w miejscu. Drugi to taki, że mam bardzo słabe mięśnie ramion, te które uaktywniają się jedynie w tej pozycji, a że w życiu jej nie stosuję to… Kara okazała się niemożliwą do wykonania w swojej pierwotnej wersji. Musiałam zdecydować czym ją uczynić – porażką, bo przecież nie zdołam wykonać zadanej mi kary, czy walką, by dać z siebie 100% mimo wszystko i bez względu na to, czy wynik będzie wystarczający. Oczywiście, że wybrałam drugą opcję, a ty, drogi czytelniku, zastanawiasz się do jakich poważnych wniosków doszłam, gdzie to sedno. Otóż…

    Ta kara była najtrudniejszą i najprostszą. Ból, który sobie zadawałam przez te 2h to nie ten sam ból, co ściągnięcie klamerek za jednym zamachem, co bat na skórze, ani ból podczas biegania, kiedy możesz zacząć iść, by sobie ulżyć. To ból jednostajnie wzrastający, który w każdym „tu i teraz” jest już nie do wytrzymania. Więc trzymasz go jeszcze mocniej, by nigdzie nie uciekł, umysłem spinasz wszystkie zakamarki, by nie puścić. A robisz to, bo... tak. I tu jest ta najprostsza część. Ta kara to było niewolnicy wewnętrzne być czy nie być. Jesteś albo cię nie ma. Pragniesz i realizujesz albo się poddajesz i płaczesz. I w końcu, bo na początku – masz Pana albo go nie masz. Wątpliwości nie było żadnych, więc od samego początku byłam pewna, że te 120 minut bólu i samozaparcia to tylko 120 minut. Wniosek – jestem pewna tego, kim jestem i chcę być.

    No i sedno, drogi czytelniku, tkwi właściwie zupełnie gdzieś indziej. Chciałam jedynie napisać o tej karze dla potomności :)

    Łącznie zajęło mi prawie 48 godzin, a nie jedynie 2 godziny, by pojąć coś ważnego. Doszłam do sedna najważniejszej swojej lekcji jako niewolnica swojego Właściciela. Dzięki Niemu i Jego poświęceniu odkryłam, co tak bardzo mnie oddala i zamyka na służbę. Jest to moje ego. Wiem, Eureka, prawda? „A to odkrycie roku”, chce się rzec. Jednak w gąszczu emocji i udowadniania zasadności swoich przekonań, rozmijając się ze swoim przeznaczeniem… Jest czas, gdzie taka rzecz jest sporym odkryciem w niewolniczym życiu. W końcu zobaczyłam to w pełnej krasie i postanowiłam jedno – nigdy już nie chcę stracić tej świadomości. Zobaczyłam wszystkie Jego słowa w zupełnie innym kontekście, bo chociaż na chwilę przestały się one odbijać od mojego ego. I zobaczyłam rzeczywistość, jaką jest.

    Ty jesteś moim Władcą, a ja Twoją niewolnicą.

    No wiem, usiadłam pod jabłonią i jestem zszokowana, że spadło mi jabłko na głowę :) Ale to jest właśnie to sedno, które pozwoli mi iść dalej i służyć jeszcze głębiej. Ta świadomość sprawi, że będę odrzucać słowa ego w mojej głowie i będę zabiegać o najważniejsze, czyli wypełnianie woli mojego Pana. I nawet nie wiesz, czytelniku, jak to uskrzydla, gdy w końcu znajdziesz tę ukrytą blokadę, która tak przeszkadzała robić w pełni to, co kochasz… Więc wracając do początku, to tak – dopiero teraz zaczyna się okres prawdziwego wzrostu i nauki. 




Dziękuję Ci, Kochanie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

rana wylotowa

Początek, czyli dzień dobry

Na dobrej drodze